Czytaliście obowiązującą strategię rozwoju miasta? Nie?
Szkoda, bo wbrew powszechnym opiniom jest to dość ważny dokument. Najkrócej rzecz ujmując – to ocena różnych aspektów funkcjonowania Katowic oraz opis celów, do których miasto ma dążyć, aby żyło nam się lepiej. Dodatkowo w strategii znajdziecie zestaw kryteriów, których używa się do mierzenia, czy to, co robi prezydent i urzędnicy, jest skuteczne, czy nie jest.
Jednym z wyzwań, które zauważyli autorzy strategii, jest zmiana modelu zarządzania. Dostrzegli, że świadomość narodu rośnie i lud nie łyka już wszystkiego jak pelikan. Mało tego! Przewidują, że będzie tylko gorzej/lepiej (niepotrzebne skreślić). Mieszkańcy będą się coraz głośniej domagać współudziału w kreowaniu rozwoju miasta i podejmowaniu decyzji.
W strategii pojawiają się też pomysły, jak na ten „problem” zareagować. W Katowicach ma pojawić się Forum Mieszkańca i NGO-sów oraz działania zmierzające do poprawy komunikacji z mieszkańcami. Brzmi nieźle, prawda? Zobaczmy więc, jak samorząd ma sprawdzać, czy cel został osiągnięty.
Nie chodzi o to, by jakoś szczególnie utrudniać pracę prezydentowi lub urzędnikom. Co to, to nie! Mają m.in. liczyć projekty złożone do Budżetu Obywatelskiego lub Inicjatywy Lokalnej…Jeżeli rośnie, to znaczy, że jest dobrze. Jeżeli maleje, jest źle. Hmmm… Chyba osiągnęliśmy cel zanim zaczęliśmy cokolwiek robić. A gdy statystyki nie będą się zgadzać, to radni miejscy dołożą swoje pomysły i będzie git. Można otwierać szampana!
Prezydent Krupa chyba przeczytał strategię, bo zaraz po ogłoszeniu wyników wyborów przyznał, że dialog z mieszkańcami mu się nie udał „Jeszcze większa otwartość, jeszcze większa możliwość konsultowania różnych działań miasta, bo widzimy, że były pewne deficyty. Dlatego też trzeba posypać głowę popiołem.” (katowice24.info, 07.04.2024 r.).
Prezydent ma chyba na myśli to, że trzeba kilkukrotnie zwiększyć aktywność urzędu na tym polu? Zauważmy jednak, że mnożenie zera przez jakąkolwiek liczbę da w efekcie zero…
Pora więc nabrać tego popiołu dużo, może nawet na łopatę i srogo sypać po głowach. Pora też otworzyć bramy urzędu i zacząć rozmawiać z mieszkańcami na poważnie, nie o rzeczach mało istotnych. Nie ma sensu dłużej się dąsać i powtarzać, że ich pomysły są złe, bo się „nie znają”. Sprawy oderwane od realiów ekonomicznych lub prawnych trzeba przegadywać w szczegółach. No bo kiedy mieszkańcy mają nauczyć się, co jest realistyczne, a co nie? Bez tej komunikacji proponowane przez mieszkańców rozwiązania będą jeszcze gorsze, a ich niechęć do angażowania się w sprawy miejskie będzie tylko rosła.